Zanim urodziła się Hania byłam pewna, że moje dzieci będą grać na jakimś instrumencie lub pasjonować się innymi artystycznymi zajęciami, które od zawsze MNIE fascynowały i które JA podziwiałam… Kiedy jednak już zostałam mamą na pełen etat (a teraz to już nawet na dwa 😉) wszystko totalnie się odwróciło. Nie mam potrzeby wciskać dziewczynkom swoich ambicji – i oby mi tak zostało! Bardzo cieszy mnie oczywiście fakt, że poniekąd Hania (o Marysi jeszcze ciężko to powiedzieć) podziela moje twórcze zajawki, ale do niczego jej nie zmuszam. Podobnie jest z ubraniami. Nigdy nie byłam typową „różową dziewczynką” – wręcz przeciwnie. Buntowałam się nosząc czarne ubrania i ćwieki (tak, tak! miałam taki okres w życiu 😉), ale Hani nie zabraniałam wybierać brokatowych rajstop czy wściekle różowych koszmarków modowych. W szyciu stawiałam jednak zazwyczaj na mniej krzykliwe w swojej „dziewczęcości” materiały. Ostatnio jednak ten etap się skończył, ponieważ moja starsza latorośl oznajmiła mi, że dziewczynki noszą rzeczy różowe, fioletowe i błyszczące. Nie powiem – moja tolerancja została mocno naciągnięta (a feministyczna dusza płacze). Czego jednak się nie robi dla dzieci… Dziś zatem róż. I bluza. I gwiazdy! I… takie, takie.😄
Bluza w gwiazdy
Kiedy sklep MIĘKKIE zaproponował mi wykorzystanie w jakimś projekcie swojego nowego wzoru w gwiazdy, od razu pomyślałam o bluzie dla Hani. Kaptur, wydłużona forma… Tak! 😊 Nawiązujący do skandynawskiej stylistyki wzór dostępny jest w sklepie na kilku modnych kolorach dresówki pętelkowej. Najbardziej spodobał mi się iście jesiennny rudo-pomarańczowy (terracota), ale wiedziałam, że niestety w obecnym etapie życia Hani to zwyczajnie nie przejdzie. 😄 Postawiłam więc na – nieco zawoalowany, bo „brudny” – róż. Bardzo lubię ten odcień. Hania też go zaakceptowała – musiałam to jednak podeprzeć argumentem, że ja (dziewczyna) też mam kurtkę w tym kolorze. Ufff… 😅
Postawiłam na wykrój nr 23 z Ottobre 4/2016 – sprawdzony już jakiś czas temu. Wykroiłam rozmiar 104, który pasuje na Hanię idealnie (pokrywa się to z rozmiarówką sieciówkową). Modyfikacji było niewiele. Zrezygnowałam z nakładanej kieszeni na przodzie i całość wydłużyłam tak, żeby bluza fajnie chroniła przed chłodem podczas zabawy na powietrzu. Wiadomo jak jest – tu się coś odsłoni, tam się coś podciągnie – a mnie mrozi na widok tych gołych nerek. 😄
Żeby ułatwić Hani samodzielne zakładanie bluzy, jedną z gwiazdek „rozweseliłam”. Wykorzystałam w tym celu czarny pisak do tkanin z ikeowskiego zestawu. Mam już te pisaki od kilku lat i wykorzystuję je głównie do podpisywania ręczników do przedszkola. Sprawdzają się bardzo dobrze, rysunek (/napis) nie spiera się i nie migruje w praniu – a ręczniki piorę nawet w 90 stopniach! Jedynym minusem jest ich grubość – trzeba uważać, żeby nie porobić sobie niechcianych plam (końcówka jest dosyć masywna i ciut się strzępi po czasie). Cienkiego konturu nimi nie uzyskamy.
Hania w bluzie wygląda – moim zdaniem – przeuroczo. Wydaje się jakaś taka…hmmm…starsza? Zresztą – od kiedy ją uszyłam (bluzę – nie Hanię 😅) jest bez przerwy w użyciu. Dosłownie! Tak fajnie sprawdza nam się przy tej ciepłej jesiennej pogodzie, że służy Hani idealnie podczas zabawy na świeżym powietrzu codziennie. A że już od jakiegoś czasu korzystamy z suszarki bębnowej, nie musimy nawet robić odstępów na suszenie pomiędzy kolejnymi praniami. 😊
Rękawy i dół wykończyłam ściągaczami prążkowanymi w dopasowanym kolorze, a wnętrze kaptura resztką miękkiego jersey’u w kolorze czarnym. Na dole naszyłam też metkę z ekoskóry.
Gwiazdorskie (almost 😅) ZERO WASTE
Z metra dresówki, która do mnie przyszła udało mi się wykroić dodatkowo spodnie baggy dla Marysi. Wykrój to forma pochodząca z Burdy 5/2015. Skorzystałam z rozmiaru 86 – jest jeszcze ciut na wyrost, ale Marysia rośnie w takim tempie, że wolę zawsze zostawić sobie zapas 1-2 rozmiarów. Ściągacz w kolorze brudnego różu idealnie pasował mi też do resztki grafitowej dresówki, z której szyłam jakiś czas temu bluzę dla Męża. Są więc dwie pary baggy. 😊
Obie pary spodni (ze względu m.in. na wykończenie zapasu bawełnianych metek wszywanych przeze mnie zazwyczaj wewnątrz ubrań) ozdobiłam spersonalizowanymi metkami z ekoskóry. Dzięki temu szybko jestem w stanie ocenić, gdzie jest przód a gdzie tył spodni. No i Mąż też ma podpowiedź.
Baggy są takim fasonem, który nie przemawia do mnie zawsze. Często wyglądają po prostu nieestetycznie. Na pampersowych maluchach zazwyczaj prezentują się jednak fajnie – tak jest moim zdaniem także w przypadku akurat tego modelu. Marysia ma już trzy pary spodenek uszytych z tego wykroju i uważam, że układa się on naprawdę ładnie.

Marysia jeszcze nie chodzi samodzielnie (przy meblach już próbuje, ale głównym sposobem przemieszczanie jest dla niej jeszcze raczkowanie) i przy dobieraniu jej ubrań stawiam szczególnie na to, żeby nic nie uciskało nóżek czy pasa. We wszystkich egzemplarzach tych baggy nie wszywałam gumy w pasie – sam ściągacz (i pampers) podtrzymują spodnie na tyle, że nie spadają – mimo, że luzu jest sporo. Dzięki temu mam jednak pewność, że nic nie krępuje jej ruchów przy ciągłym schylaniu się, kucaniu, raczkowaniu… i tak w kółko.

…
Na dziś tyle. 🙂
Jestem ciekawa jakie Wy macie zdanie na temat popularnych spodni baggy? Czy podobają się Wam na starszych (niepampersowych) dzieciach? A może nawet lubicie je u dorosłych?
Czy Wasze córeczki też są/były na etapie „róż i brokat, i róż, i więceeeej brokaaaatuuu!”? 😅 No i najważniejsze – czy to mija? 😅
Widzimy się niedługo (mam nadzieję, że już tym razem ze mną i moimi ubraniami – mam parę rzeczy w zandrzu)!
Dominika
••• Wpis powstał we współpracy ze sklepem MIĘKKIE.com •••
Jeżeli chcecie pozostać ze mną w kontakcie i nie przegapić kolejnych postów (oraz moich szyciowych poczynań) obserwujcie mnie na Facebooku i Instagramie (gdzie chętnie dzielę się z Wami wieloma rzeczami za pomocą stories).
Zachęcam też do kontaktu bezpośredniego – czy to za pomocą maila, czy fb – zawsze chętnie porozmawiam