Stało się – maszyna kupiona, w głowie piętrzą się wizje cudownych i unikalnych ubrań, których nie zobaczymy na co drugiej wystawie sklepowej, a w dodatku tyle jeszcze na tym wszystkim zaoszczędzę! Czy Wy też tak widzieliście szycie, kiedy pierwszy raz się za nie zabraliście? Ja chyba trochę tak… Ale czy rzeczywiście nasze portfele na tym zyskują, a wysiłek włożony w samodzielnie stworzone ubrania (lub dodatki) tak bardzo się opłaca?
TANIO, TANIO, TANIO…!
Pierwsze kroki w szyciu, które miały doprowadzić moją szafę do cudownego stanu „nic więcej mi nie brakuje” oraz „wszystko leży idealnie” zdecydowanie nie należały do udanych. Nie martwię się tym jednak za bardzo, bo myślę, że większość z nas uczy się właśnie na błędach. 🙂 Dlaczego jednak wspominam o tym we wpisie próbującym dać odpowiedź na pytanie czy szycie się opłaca? Ano dlatego, że poniekąd z mylnego postrzegania procesu szycia wynikło sporo pouczających „kwiatków”. Założyłam na początku, że szycie przyniesie mi oszczędności finansowe – moje zakupy tkaninowe wyglądały wówczas tak, że w sklepie rozglądałam się za najtańszymi tkaninami i w myślach przeliczałam, jak cudownie tania będzie ostateczna kreacja, która z tychże powstanie. Czy rzeczywiście było tanio? Oczywiście! 🙂 Uszyłam sobie na przykład sukienkę na wesele, która kosztowała mnie (łącznie z nićmi) ok. 15-20 zł. Mało, prawda? Popełniłam też dwie bluzki za ok. 8 zł (max!) każda – czarno białą oraz pudrowo różową z kontrafałdą. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że rzeczy te uszyłam z poliestru oraz bi-strechu 100% poliester. Wzdrygam się na samą myśl o tym, ile sztucznego i nieoddychającego materiału miałam na sobie. No, ale było tanio, prawda? 🙂
MUSZĘ TO MIEĆ! 🙂
Od samego początku mojej przygody z szyciem w sklepie z tkaninami czułam się (i nie zmienia się to ani trochę) jak alkoholik w monopolowym. Tu piękny wzór, tam dobra cena (na szczęście po pewnym czasie zaczęłam chociaż świadomie dobierać tkaniny 🙂 ), a jeszcze tam taki cudny guziczek – o! Muszę zabrać (czytaj – kupić, oczywiście) to wszystko ze sobą, bo taka okazja może się już nie powtórzyć. No i wracałam (staram się już teraz pilnować, chociaż jest okropnie ciężko) z kilkoma siatami tkanin i dzianin kupionych na bliżej nieokreśloną przyszłość krawiecką. Co z tego wynikło zobaczyć mogliście ostatnio na moim Instagramie – na sortowaniu samych materiałów podczas przeprowadzki spędziłam dwa dni! 🙂 Nie muszę chyba mówić, że w takich wypadkach moje zakupy nie kosztowały kilkunastu złotych…? 🙂

O, JAKIE ŁADNE! HMMM… USZYJĘ SOBIE 🙂
Od kiedy na świecie jest Hania nie mam za bardzo czasu ani okazji „przy okazji” pochodzić sobie po sklepach i w tej dziedzinie życia moim oknem na świat jest internet. 🙂 W sieci przeglądam co w modowej trawie piszczy, co jest w trendach, a co niekoniecznie (chociaż oczywiście nie tylko to kieruje mną w budowaniu garderoby) i planuję, w co chciałabym się w najbliższym czasie zaopatrzyć. Od kiedy szyję łapię się jednak w 90% (jak nie więcej) przypadków na tym, że zamiast kupować chcę szyć. Oglądam kolejne ubrania i stwierdzam, że dam sobie z takim czymś spokojnie radę, coś może nawet ulepszę, dostosuję bardziej do mojej sylwetki… Ostatecznie jednak zawsze brakuje mi czasu i sezon mija, a ja (jak na przykład z futerkiem po zimie) zostaję z zalegającym w szafie materiałem, jeżeli zdarzyło mi się kupić taki na zapas (patrz – poprzedni akapit 🙂 ). Mało ekonomicznie i mało efektywnie – bo ani w portfelu pieniędzy, ani w szafie ubrań. Też tak macie? Dobrze przynajmniej, że nie potrafię robić butów, bo chodziłabym boso… 😛
Więc… CZY SZYCIE SIĘ OPŁACA?
Nie udzielę Wam niestety konkretnej odpowiedzi. Z jednej strony tak – możemy przecież stworzyć sobie unikalną rzecz, z dobrej jakości materiałów, które sami dobierzemy do naszego zapotrzebowania, świetnie skrojoną, idealnie pasującą do naszej sylwetki… Nie jest to jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać – żeby spełnić wszystkie te aspekty potrzeba dużego doświadczenia w sztuce szycia. Za tym doświadczeniem z kolei idzie coraz większa świadomość, co skutkuje chęcią ciągłego inwestowania w coraz to lepszy sprzęt, tkaniny, dodatki krawieckie… I portfel pustoszeje. 🙂
Namnożyć mogłabym zestawień ubrań „sklepowych” z sieciówek z rzeczywistymi kosztami uszycia takich samych w domu. Aspekt finansowy nie byłby jednak zazwyczaj korzystny dla tych drugich – wynika to z tego, że duże marki posiadają dostęp do hurtowych ilości materiałów, a same koszty szycia i produkcji (o aspekcie moralnym nie wspominając) to groszowe sprawy… Oczywiście nie jest to regułą – wyjątkiem jest na przykład szycie dla dzieci – w sklepach sieciowych ubranka dziecięce niewiele odbiegają cenowo od tych dla dorosłych. Szyjąc z kolei w domu – jeżeli mowa oczywiście o prostych fasonach – zużywamy niewielkie ilości materiału, przy niemowlakach w szczególności – czasem wystarczają nawet ścinki z uszytków „dorosłych”. Sama tak wykorzystuję resztki z szycia ubrań dla siebie. 🙂 Bardzo fajny wpis na temat opłacalności szycia dla dzieci popełniła już jakiś czas temu Agnieszka z ByMondfee – znajdziecie go TUTAJ. Zajrzyjcie koniecznie. 🙂
Pomimo tych wszystkich niejasności w kwestii tego czy szycie się opłaca jedno jest pewne – satysfakcja i radość z tworzenia jest nieporównywalna z tym, czego doświadczyć możemy kupując gotowe ubranie w sklepie. Przynajmniej tak jest w moim przypadku. Jeżeli szycie jest przyjemnością, to czas i energia, które na nie poświęcamy nie idzie na marne. Nawet ta „stracona” na poliestrowe potworki… 🙂
A jak Wy uważacie? Jakie są Wasze doświadczenia w tej kwestii? Podzielcie się ze mną swoją opinią i – być może – sposobami na to, jak zaoszczędzić szyjąc?
Do następnego!
Dominika
Ja bardzo lubię szyć ubrania i myślę, że to opłacalne. Na przykład ostatnio uszyłam sobie sukienke bieliźnianą, na którą przepis znalazłam na stronie przepisnaszycie.pl i nie musiałam wydawać bez sensu 80 zł na kupną. A do tego moja jest unikatowa, bo uszyłam ją z dokładnie z takiego materiały z jakiego chciałam.
Zdarza się i tak – szczególnie w przypadku, kiedy dobieramy materiały lepszej jakości, które w przypadku ubrań „sklepowych” zazwyczaj są wyceniane baaaardzo wysoko 🙂
U mnie początki to było tanie szycie, kupowałam tanie materiały, dawałam radę na jednej maszynie, do rozmiaru 92 naprawdę niewiele materiału się zużywało. Teraz gdy już szyję i dla siebie i mąż się podłączył, że on też coś chce, koszty materiałów wzrastają. Mąż niestety na 1mb się nie zmieści. Materiały też kupuję bio, szczególnie dla syna, to koszt takiego bio potrafi dochodzić do 80 zł za metr. Zatem tanio raczej nie wychodzi. Powiedziałabym raczej, że drogo. Z drugiej zaś strony w życiu tyle miesięcznie ubrań bym nie kupiła w sklepie, ile ich uszyję. Nie wiem, nie liczyłam ile bym musiała za to zapłacić w sieciówce. Może aby sobie wylać kubeł zimnej wody an głowę i otrząsnąc się z mani kupowania materiałów powinnam to wszystko przeliczyć? Tylko pytanie, czy to coś da…bo kocham szyć 🙂
Och, jak ja Cię rozumiem! 🙂 Chcesz zdradzić, gdzie zaopatrujesz się w materiały bio? Jeżeli przepadnę to trudno, ale teraz nie zasnę bez ich obejrzenia 🙂
Kupuję głównie na grupie FB Rękodzielne Esy Floresy, czasami coś siostra w Niemieckich sklepach mi kupi. Ja uwielbiam Lillestoff oni mają dużo biojerseyi😃
A jak z ich trwałością – tzn. jak się sprawują w praniu, użytkowaniu (tj. place zabaw i te sprawy 😜)?
Mój syn przetargał je wszędzie, przedszkole to testy ekstremalne 🙂 co dzień odbieram go ubrudzonego na maksa, piorę też codziennie jego rzeczy, więc chociaż troszkę ich ma, to prań kilkanaście przeszły. Nie zauważyłam by coś się z nimi działo, nie rozciągają się, nie prują. Nie jestem w stanie powiedzieć czy wszystkie, bo różnią się między sobą czasami, ale to co mam wyglądają wciąż bardzo dobrze.
Dziękuję! 🙂 Czuję się zachęcona 🙂
Na temat opłacalności nie będę się wypowiadać bo za mało szyję a co za tym idzie i kupuję, ale jest na to rozwiązanie, zawsze skrawki większe czy też nawet większe można sprzedać, np na fb są takie grupy gdzie albo sprzedają nowe materiały albo pozostałości, ja nawet raz skorzystałam z takiej okazji, potrzebowałam materiał na poduszkę dla dziecka, więc metr nie był mi potrzebny 🙂 Co o tym sądzisz?
Myślałam nad tym, żeby posprzedawać pozostałości i nierozszyte materiały, ale jak przychodzi czas decyzji CO konkretnie to na wszystko mam jakiś pomysł… Tylko czasu brak 🙂 No, ale może w końcu się zepnę 🙂
Kiedy zaczynałam szyć, nie zastanawiałam się za bardzo nad kosztami, wygrzebywałam stare ubrania do przerobienia i buszowałam po ciucholandach. I wtedy było bardzo, bardzo tanio, czasami zamek do sukienki potrafił być droższy niż cała kreacja. Można powiedzieć, że bałam się wtedy kupowania tkanin, bo kupię za dużo, złą, za sztywną, za miękką, za bardzo rozciągliwą, coś nie wyjdzie i będzie mi szkoda. Ale długo się tak nie pociągnie, gdy ma się milion pomysłów. Bardzo ostrożnie zaczęłam kupować materiały przez internet i tu już nie ma zmiłuj, wolę trochę dopłacić, niż kupić tani poliester. A czy się to opłaca? Myślę, że mimo wszystko tak, bo ubrania z dobrych materiałów w sklepach kosztują znacznie więcej niż wychodzi szyjąc je. No i mam pewność, że to taki model jak chcę, nie muszę iść na kompromisy. Wiadomo – też dużo planuję i projekty czasem długo czekają na realizację, ale nago nie chodzę, więc nie sądzę, żeby to był problem 😉
U mnie niestety kompromisy jednak są – ale to właśnie ze względu na ograniczone umiejętności krawieckie. Z miesiąca na miesiąc jest ich jednak coraz mniej. No i – podążając Twoim tokiem myślenia na temat zalegających tkanin – też nie chodzę nago, więc rzeczywiście jest dobrze 🙂
A taką perełkę znalazłam w Przyjaciółce z 4 VIII 1968 roku, akurat w temacie 🙂
Widziałam właśnie na Twoim fanpage’u 🙂
Temat rzeka…więc skomentuję tak.Szycie się opłaca jak już umiemy dobrze szyć. Jeszcze nie szyję dobrze, choć zdecydowanie lepiej niż na początku. A początki to niestety zazwyczaj nieudane eksperymenty i „ubrania” lądujące w koszu. Teraz kiedy już potrafię nieco więcej, mogę zainwestować w dobry gatunkowo materiał i mieć unikalną, dopasowaną do siebie rzecz za ułamek ceny w sklepie. Mowa tu oczywiście o nieskomplikowanych fasonach, które póki co jeszcze wybieram ale też z racji uwielbienia prostoty. Z drugiej strony od kiedy szyję wcale mniej nie wydaję na ubrania, bo wydaję na tkaniny, całe tony tkanin 🙂
Z pewnością za to opłaca się szycie dla dzieci, którym wystarczy ciekawa i dobra jakościowo dzianina i prosta bluza, sukienka czy spodenki. Ceny w sklepach niestety w tej materii niewspółmierne. Pisałam kiedyś o tym tu:http://bymondfee.com/2015/10/czy-szycie-dla-dzieci-sie-opaca.html
Pozdrowienia!
Ja też póki co ostrożnie podchodzę do szycia z naprawdę dobrych i drogich tkanin – właśnie ze względu na moje ograniczone umiejętności. A te poliestrowe twory (noszone tylko ok.miesiąca, bo w ciąży nie chodzi się non stop 🙂 ) też sporo mnie nauczyły 🙂 Również pozdrawiam 🙂
Na początku myślałam, że szyjąc dużo zaoszczędzę i będę miała ubrania dopasowane idealnie do swojej sylwetki. Bez większych kompromisów. Dziś wiem, że pewnie dałoby rade zaoszczędzić, jednak z perspektywy czasu trzeba się sporo nagimnastykować i pójść jednak na te niechciane kompromisy. Z czasem priorytetem stały się dla mnie ubrania dopasowane do mojej szczupłej, długiej sylwetki ( z czym miałam problem zaopatrując się wcześniej w gotowe ubrania), które jestem sobie w stanie uszyć w takim fasonie i z takiej tkaniny jakie sobie tylko zamarzę 🙂 Reasumując: dla mnie umiejętność szycia jest absolutnie bezcenna, bo to czysty i jedyny w swoim rodzaju hand made 🙂
O – bezcenna – to najbardziej trafne określenie 🙂
Haha, racja! Dlatego i ja ostatnio popełniłam wpis, że nie warto szyć! Teraz z kolei sama sama wyzwałam siebie na pojedynek z górą ciuchów do przeróbki – kupione bo tanio, wiadomo. Ale zbyt duża góra się spiętrzyła 😉
Oba wpisy czytałam. Świetne swoją drogą! 🙂 A „Po co to kupiłam” to jak najbardziej także akcja dla mnie 🙂
Och, kolejny temat rzeka;) W moim przypadku bywa różnie. Na pewno nie zaczęłam szyć, żeby było taniej – szyła moja mama i wiedziałam, że pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Chciałam żeby było „inaczej” i „po mojemu”. Owszem, zdarzyło mi się kilka razy upolować wyjątkowy materiał w second handzie, albo w koszu z resztkami „za grosze” – ale to przypadki, z których nie uszyłabym pełnej garderoby. W 90% szyję z naturalnych tkanin, mam słabość do pięknych wzorów i printów-to niestety ma wpływ na stan mojego portfela. Czasami wiem, że w cenie materiału mogłabym kupić gotowe ubranie w sklepie. Ale nie będzie to ubranie z tego materiału, ani o takiej formie jaką sobie wymyśliłam, a na dodatek! Jednak podchodząc do sprawy z rozsądkiem, staram się od pewnego czasu kupować tkaniny pod konkretne ubrania w konkretnej ilości(ani centymetra więcej). Mam swój ulubiony sklep/hurtownie poza Warszawą (która dostarcza tkaniny do warszawskich sklepów) gdzie ceny za metr naprawdę cieszą oko. Gdybym ciągle myślała o kosztach w trakcie szycia, chyba bym oszalała;)
O to zdradź co to za sklep. Jak będę w Wawie to chętnie odwiedzę:)
Niestety, sklep jest w zupełnie innym kierunku-W Koninie na ul. Poznańskiej;) mają sklep stacjonarny dla detalistów, ale sprzedają też tkaniny hurtowo do sklepów w całej Polsce:)
A też już się nakręciłam na super zakupy przy okazji wyjazdu do Warszawy… No nic, Konin zupełnie mi nie po drodze, ale może kiedyś… Zapamiętam 🙂
Za jakość – niestety – zawsze trzeba zapłacić. I to nie tylko w kwestii tkanin czy ubrań w ogóle, ale także dodatków do domu itp… A „inaczej” i „po mojemu” nie da się kupić 🙂 Jak to mówi najnowsza reklama ING – „MOJE zmienia wszystko” 🙂
Właśnie to mnie skłoniło do szycia, żeby było taniej, drugi powód, żeby było lepiej, bo rzeczy kupne źle na mnie leżą i od razu się prują. Ale faktem jest, że im dalej las, tym więcej drzew, też koszty rosną, ale czasem zauważam oszczędności na przykład na firanach, zasłonach, pościelach, to wychodzi naprawdę taniej. Ale, przecież nie chodzi tu o koszty, to jest nasze hobby, przyjemność, wspaniały sposób spędzania czasu, to jest nieprzeliczalne na żadne pieniądze 🙂
Też tak uważam – nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze i nie wszystko należy przeliczać 🙂