Wspominałam Wam już jakiś czas temu, że w ferworze wakacyjnych konkursów zgłosiłam swoją pracę m.in. do konkursu urodzinowego „Burdy” zorganizowanego z okazji 25-lecia istnienia tegoż magazynu w Polsce. Dostałam się nawet – aż! – do drugiego etapu (na tym moja przygoda się skończyła 🙂 ) Dziś „pochwalę się” Wam więc moją konkursową sukienką – zgodnie z regulaminem – wystylizowaną na VINTAGE. 🙂
Nad wspomnianą vintage sukienką myślałam całkiem niemało. Godzinami szukałam idealnego wykroju, później tkaniny z odpowiednio „retro” nadrukiem… W skrócie – naprawdę się do tego zadania przyłożyłam. Jak to zwykle jednak bywa (przynamniej u mnie) – im bardziej się staram, tym więcej kłód pod nogami. Efekt końcowy nie zadowala mnie w 100% i – szczerze mówiąc – spodziewałam się, że drugi etap to max, jaki da mi się wycisnąć z tej pracy konkursowej. I to nawet nie ze względu na samą kreację, a odpowiednią stylizację i zdolne oko mojego Męża, które uchwyciło mnie w jedno z sierpniowych niedzielnych popołudni w pięknym Parku Oliwskim. 🙂
Sukienka w stylu VINTAGE – szczegóły projektu:
Sukienkę uszyłam na podstawie połączonych wykrojów nr 120 oraz 122 z „Burdy” 4/2015. Zrezygnowałam z nakładanych (120) oraz wpuszczanych (122) kieszeni oraz kołnierzyka i rewersu. Rękaw (na podstawie wykroju 122) nieco skróciłam i zrezygnowałam z mankietu:
Do rzeczy – do konkursu zgłosiłam ostatecznie sukienkę kopertową uszytą z lejącej wiskozy z pięknym kwiatowym retro nadrukiem:
Wybrałam ten materiał nie tylko ze względu na print (który swoją drogą uwielbiam, jest przepiękny!), ale przede wszystkim kierując się składem. Jeżeli trochę mnie już podglądacie, zauważyliście pewnie, że wiskoza to chyba mój ulubiony „surowiec” tekstylny. Pięknie się układa, jest oddychająca i przyjemna w noszeniu… Niestety te właśnie cechy, które w odniesieniu do koszul czy bluzek są niewątpliwymi zaletami, w przypadku akurat tego modelu sukienki nie do końca zdały egzamin.
Wiskoza „uciekała” mi spod wykroju, później „walczyła” z nożyczkami… Jak już poskromiłam ją na tym etapie, pozornie wszystko miało być już tylko łatwiejsze. W sumie nie wspominam szycia tej sukienki jakoś dramatycznie, ale chyba stres i chęć dopięcia wszystkiego na tip top (w końcu to konkurs) w połączeniu z tak trudną w szyciu materią nie były dobrym zestawieniem. No trudno – jest nauczka na przyszłość. 😉
Sukienka na mnie prezentuje się tak:
Postarał się ten mój Mąż, jeżeli chodzi o zdjęcia, prawda? 🙂 Śmiem twierdzić, że pewnie dzięki nim dany mi był ten kolejny etap konkursu. 🙂
A’la VINTAGE, ale…
Celem konkursu było uszycie całościowej kreacji na podstawie wykrojów zawartych w jakimkolwiek z wydań „Burdy” i wystylizowanie jej na vintage. Zadanie więc – moim zdaniem – wypełniłam. Co mi się zatem w tej sukience nie podoba?
- dekolt – za duży i jakiś taki ciężki do okiełznania na mojej mało biuściastej sylwetce
- talia – niestety za wysoko
- wiązania ponaciągały się i przód sukienki „ściąga się” na wysokości talii – myślę, że to kwestia wiskozy, ale też chyba po trosze kolejnego „ale”:
- zatrzaski, które spinają sukienkę od spodu nabiłam w złych miejscach
- sukienka jest chyba jednak nieco za ciasna w talii – tu można by to skorygować odpowiednim rozłożeniem zatrzasków – j.w.
Przyglądając się powyższej liście moich zastrzeżeń dotyczących sukienki, nie trzeba wcale być Sherlokiem, żeby zauważyć, że są to rzeczy, które mogłam skorygować już na etapie kopiowania wykroju oraz krojenia i w trakcie szycia. Nie miałam jednak do tego ani ochoty ani serca… Albo – nie tłumacząc się głupio – byłam zbyt leniwa. 🙂
Sukienka jest jeszcze w redakcji „Burdy”, ale jak do mnie wróci planuję ją nieco skrócić i – być może – zamiast rękawka 3/4, zrobić po prostu krótki. Tylko czy w ogóle się za to wezmę? No nie wiem… Zobaczymy. 🙂
Skąd się biorą „trupy w szafie”? 🙂
Skąd we mnie to niezadowolenie z – jakby nie patrzeć – nie aż tak tragicznego projektu? Złożyło się na to sporo czynników, ale wiodącym jest chyba fakt, że nie dość, że niekoniecznie bardzo chciałam uszyć sobie akurat w TYM momencie TĘ sukienkę, to okazała się ona projektem niełatwym i wymagającym. Starałam się oczywiście uszyć ją jak najlepiej, jednak leń i niemoc zdecydowanie wygrały. Porównując chociażby do parki, którą szyję teraz – mimo, że idzie mi to baaardzo powoli (zarówno ze względu na poziom trudności, jak i niedobór czasu) to tej niechęci we mnie nie ma. Przeciwnie! Jest motywacja i pozytywne nastawienie. Teraz pozostaje zatem pytanie – czy nie po drodze mi z VINTAGE, czy z szyciem pod dyktando? Odpowiedź znam nie od dziś. Po raz kolejny potwierdza się moja dewiza, że kiedy robię coś z chęcią i zapałem, wychodzi to najlepiej. Projekty „narzucone” (mimo, że świadomie wybrane) niekoniecznie są dla mnie. Przypomnijcie mi o tym raz na jakiś czas. 😉
Tradycyjnie – bardzo się ucieszę, jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoimi sposobami na szyciowe „trupy w szafie” – jak ich unikać, jak je okiełznać (jeżeli już nam się przydarzą). A może nie macie takich i zdradzicie nam wszystkim jak to robicie? 🙂 Każde zdanie jest dla mnie lekcją, z której wynoszę coś na przyszłość, a te „wypowiedziane” publicznie – w komentarzach – posłużyć mogą także innym. 🙂
Do zobaczenia niedługo! 🙂
Dominika
Ps. Eh… U nas znowu szpital… Czyli jednak tradycyjny schemat „tydzień żłobka – tydzień chora” dopadł też Haniulkę… 🙁 Uważajcie na siebie, noście się ciepło i róbcie przyjemne rzeczy, a żadne choróbsko nie odważy się Was rozłożyć! 🙂
Jeżeli chcecie pozostać ze mną w kontakcie i nie przegapić kolejnych postów (oraz moich szyciowych poczynań) obserwujcie mnie na Facebooku i Instagramie. Zachęcam też do kontaktu bezpośredniego – czy to za pomocą maila, czy fb – zawsze chętnie porozmawiam 🙂
Czy materiał na sukienkę pochodzi z jakiegoś sklepu internetowego? Bardzo mi się spodobał 🙂
Tak, kupiłam go w sklepie Supertkaniny (NATAN) 🙂
Zdjęcia piękne! Sukienka jest ładna, wyglądasz w niej bardzo smukło ale troszkę dodaje lat, chyba za sprawą wzoru. A może gdybyś ją skróciła i zrobiła z niej bluzkę/tunikę, nawet z tym wiązaniem, myślę że świetnie wyglądałaby z wytartymi jeansami 🙂
W konkursie nie brałam udziału bo jakoś nie miałam w tym okresie weny na vintage, a szycie na siłę na pewno nie skończyłoby się sukcesem. Zawsze gdy szyłam na siłę, wbrew intuicji, powstawało coś czego nie chciałam nosić. Trupy w szafie albo w pudłach „do przerobu” oczywiście są, jeśli się samemu szyje i do tego jest się samoukiem to chyba nie da się ich uniknąć 🙂
Ja też wzięłam udział w tym konkursie, długo zastanawiałam się nad wykrojem, chciałam żeby było idelnie i przez tą narzucona samej sobie presję szyłam sukienkę w ostatniej chwili. Ostatecznie nie wyszła perfekcyjnie, ale redakcji się spodobała:D Twoja sukienka jest urocza, ale tak jak pisałaś też zmienilabym rękawki, będzie bardziej nowoczesna, xo noszenia wiosną czy latem 🙂
Ooo! To gratuluję pięknie! 😁👏👏👏 Nie mogę się już doczekać sesji z Teoim udziałem na łamach Burdy – a po sukience spodziewam się (znając trochę Twoje projekty z bloga) rewelacji 😊
a ja właśnie rozmyślam nad tym, żeby taką sukienkę dla siebie stworzyć, tylko brakuje mi wykroju. Ale od kiedy jestem mamą zwracam uwagę na sukienki które można z przodu łatwo rozpiąć aby nakarmić maleństwo 🙂 a trupów też mam kilka, jeden model nawet podwójny 😉 a dokładnie ten kardigan http://www.burda.pl/wykroj/2013-burda-szycie-krok-po-kroku-2-7-b wykrój banalnie prosty i szybki, ale źle dobrany materiał załatwił sprawę, gdyż za pierwszym razem wymyśliłam, że zrobię z tego coś w stylu przejściowego płaszczyka i do szycia użyłam flauszu, co okazało się za sztywne, a za drugim razem dresówki, ale chyba po prostu nie wyglądam za dobrze w takim ubraniu, bo zostały mi do przyszycia ściągacze przy rękawach, ale jakoś nie mam ochoty się za to zabrać 😉
Toż to chyba to samo, co sławny „ANGIE” z Szkoły Szycia z 2015 🙂 Też szyłam go z flauszu (pierwszy post), ale jako, że byłam wtedy w ciąży to jakoś leżał. Teraz wisi. W szafie oczywiście 🙂 A z kopertowymi sukienkami jest nie lada kłopot – przynajmniej w moim stopniu zaawansowania – trzeba je bardzo umiejętnie dobrać do figury. No chyba, że w obroty bierzemy dzianinę, która – jak wiadomo – wybacza więcej. No nic – trzymam za nas kciuki, żeby tych trupów było tylko mniej i mniej… 🙂
ja bym nie uśmiercała tej sukienki, wyjątkowo mi się podoba 😉 aż bije od Ciebie elegancja 😉
Hmmm… A nie jakiś taki „babciny” urok ? 🙂
Sukienka prezentuje się bardzo ładnie 🙂 Mój ostatni trup to spódnica z wykroju z Burdy, szyta (o ile dobrze pamiętam) z sześciu klinów. Całość na gumce. Chyba źle dobrany materiał skutecznie popsuł całość. Jest zbyt gruby i totalnie nie leży na mojej sylwetce. A spódnica w gazecie wygląda obiecująco. Umiejętność dobrania tkaniny do projektu jest na wagę złota…
W tej sukience też powinnam dobrać inny materiał, więc rzeczywiście to kluczowa kwestia. Chociaż idzie mi już zdecydowanie lepiej niż kiedyś, to i tak zdarzają mi się czasem takie „kwiatki”. Powodzenia w kolejnych projektach! 🙂
Szczerze,to nie wiem co robić z trupami. Czasem przecież jest tak, że z chęcią i zapałem szyjemy, a potem okazuje się, że to kompletna klapa mimo przeróbek. U mnie zazwyczaj takie rzeczy lądują w pudle na resztki, kiedyś może coś się z tego wytnie pomimo bólu, że tyle się w to pracy włożyło. Szycie jest ciężkie 😉
Oj, jest…:) U mnie też takie pudło stoi na półce. Tylko wypchane jest już z czubkiem 🙂
Ja szyję krótko ale trupy też już posiadam 🙁 wynikają one z mojej znikomej wiedzy krawieckiej, te trupy to 2 spódnice, jedna ołówkowa, zdecydowanie za wysoki stan w niej poczyniłam, ale jest to do przeróbki, a druga to spódnica trapezowa, z kontrafałdą z przodu, pomysł był dobry, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia, ogólnie jest do naprawienia ale niestety zauważyłam u siebie niepokojącą niechęć do poprawek wszelkiego rodzaju 🙁
A Pani sukienka jest ładna, stan faktycznie za wysoki ale i tak mi się podoba bo, generalnie, jestem fanką sukienek kopertowych 😉
Dziękuję 🙂 Pocieszam się (i Ciebie też), że na początku tych trupów jest zdecydowanie więcej. Ponadto po czasie zauważamy, że nawet więcej niż nam się wówczas wydawało 🙂