Matka Polka Szyjąca – czyli jak znaleźć czas na swoje pasje, będąc mamą?

MATKA POLKA SZYJĄCA

Wydaje mi się, że to niemożliwe, ale gdyby jednak ktoś przegapił ten fakt – od ponad roku jestem mamą. Hanię znacie prawdopodobnie doskonale, bo w zasadzie niemalże współprowadzi tego bloga ze mną… 😉 Kiedy zaczynałam szyć, mojej Księżniczki nie było jeszcze na świecie – byłam w ciąży, pracowałam w szkole muzycznej (popołudniowej), a przedpołudnia mogłam poświęcić swojej nowej pasji. Prawie każdemu porankowi towarzyszyła wówczas kawa i maszyna do szycia. Ach, co to były za czasy! 😊 Wszystko oczywiście się zmieniło jak tylko na świecie pojawiła się Haniulka – świat stanął na głowie, a szycie chcąc nie chcąc zostało odsunięte na dalszy plan. Nie rzuciłam go jednak – wręcz przeciwnie! Dziś chcę się z Wami podzielić moimi sposobami na to, jak w natłoku obowiązków znaleźć czas na swoją pasję. Zapraszam! 😊

Urlopowy zawrót głowy…

Przyznam się bez bicia – po powrocie do domu ze szpitala, z zupełnie obcą małą istotą na rękach i z bólem pooperacyjnym w pakiecie pomyślałam, że mój świat właśnie runął… Nie pomagała świadomość, że przecież jako świeżo upieczona mama POWINNAM cała w skowronkach, z pięknym makijażem i fryzurą obwieszczać światu moją ogromną radość i miłość do swojego dziecka. Czy się nie cieszyłam? Podświadomie chyba tak, ale nie potrafiłam tej radości wówczas odczuwać. Przecież jeszcze niedawno (dwa tygodnie temu) pracowałam intensywnie z moimi uczennicami nad programem konkursowym, szyłam w każdej wolnej chwili, planowałam kolejne projekty i w głowie snułam ambitne plany tego, co dopiero będę mogła zrobić, gdy już będę na tym „urlopie” macierzyńskim… Teraz w sumie bawi mnie moja naiwność. 😊 W tamtym czasie jednak ta rewolucja była dla mnie naprawdę ciężka do zniesienia. A wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Dostawałam wówczas ogrom wiadomości typu „Jak Ty to robisz, że masz tyle czasu na szycie i prowadzenie bloga?”. Hmmm… Że co…??? 😉

Matka Polka Szyjąca 🙂

Po mniej więcej trzech miesiącach od narodzin Hani moje życie zaczęło wracać na jako takie tory. Skończyły się kolki i kilkugodzinne płacze, blizna po cesarce już nie bolała, poznałam mojego Szkraba i zaczęłam ją rozumieć… Wspominany w newralgicznym okresie czas wolny rzeczywiście zaczął się pojawiać, ale nie były to w żadnym razie wolne godziny – raczej kwadranse, czasem nawet trzy pod rząd (marzę, marzę…😊). Im Hania większa, tym mniej czasu spędza drzemiąc, a więcej aktywnie, więc czasu wolnego znowu mam jak na lekarstwo. Na szczęście umiem go już teraz wykorzystać – między innymi na szycie. 😊  Gdyby ktoś teraz spytał, jak znajduję czas na to, żeby usiąść do maszyny, dałabym tej osobie kilka rad od serca:

1. Zaakceptuj miejsce i czas, w którym się znajdujesz

Banał, ale w zasadzie to główny klucz do sukcesu. Czy mam tyle samo lub więcej czasu dla siebie, co kiedyś (czyt. „kiedy jeszcze nie byłam mamą?”)? Oczywiście, że nie! Mam go znacznie mniej, ale po prostu to zaakceptowałam. Nie rwę  sobie już włosów z głowy, kiedy Hania zamiast spać postanawia się jeszcze pobawić i guzik ją obchodzi, że akurat chciałam poszyć. Nie siwieję z powodu braku drzwi, przez który nie mogę usiąść w nocy do maszyny, bo wiem, że to stan chwilowy i nie ma się co zadręczać. Nie oglądam innych szyjących z myślą „Ty to masz tak dobrze, nie to co ja…”. Ja mam Hanię, która jest dla mnie nieporównywalnie ważniejsza niż wszystko i wszyscy! Czy to nie wystarczający powód do szczęścia? 😊 Oczywiście, że chciałabym móc bardziej zająć się sobą, ale to nie ten czas i nie to miejsce. Teraz jestem przede wszystkim mamą i chcę (!) jak najwięcej siebie dać Hani. Nie popadam w tym w drugą skrajność – jak jest czas, korzystam. W końcu szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. 😊 I jeszcze jedno – doświadczenie (chociażby kolek) nauczyło mnie, że żaden płacz nie trwa wiecznie. Tak samo ząbkowanie, upał i wszystkie inne „plagi”. Cierpliwości. 😊

2. Rób to, co w danej chwili możesz, a nie myśl o tym, co zrobisz kiedyś

Ile razy złapałam się na tym, że biadoląc nad swoim brakiem czasu nie zrobiłam nic… No bo „mam tylko pół godziny”.  Od niedawna jednak nauczyłam się wykorzystywać właśnie te krótkie chwile, kiedy Hania drzemie na drobne czynności, które ostatecznie składają się na jedną dużą rzecz. Przykładowo – po przeprowadzce czekaliśmy (do wczoraj – hurraaaa!!!!😊) na montaż drzwi ponad dwa tygodnie. Nie mogłam szyć,ale w dwa dni przejrzałam moje zasoby wykrojów i wybrałam najbardziej mnie w tej chwili interesujące, innego dnia skopiowałam je i wycięłam, a jeszcze kilka kolejnych godzin poświęciłam na wykrojenie form z materiałów. W efekcie mam wykrojone 2 sukienki dla siebie, jedną dla Hani i jeszcze jeden t-shirt dla Malutkiej. Teraz tylko to dokończyć. A przecież ogrom pracy mam już za sobą „przy okazji”. 😊

3. Szyj to, co sprawia Ci przyjemność

Nie wiem jak Wy, ale ja strasznie się męczę, kiedy mam uszyć coś na „zamówienie”. Nie mówię tu o zamówieniu od kogoś, bo takich nie przyjmuję (zajrzyj TUTAJ, jeśli chcesz wiedzieć dlaczego), ale o sytuacjach typu: wymiana zamka w ulubionych spodniach, zreperowanie pęknięcia w szwie bluzki, uszycie bieżnika na stół (bo przyjadą goście i przydałoby się jakoś ten blat ogarnąć)… Nie lubię i już. Pół biedy, jeżeli robię to w czasie nadprogramowo wolnym (hahaha! Jakby takie coś w ogóle istniało 😄), ale kiedy mam tylko ten wspominany wcześniej kwadrans to się za to nie zabiorę. Szkoda mi cennych minut. 😊

W zasadzie to wszystko. Tylko trzy rady, ale tyle wystarczyło, żebym przestała się wiecznie frustrować – może i Wam pomogą. 😊 A może Wy też macie jakieś swoje przemyślenia na ten temat? Czekam jak zawsze  na opinie. 😊

Do następnego!

Dominika

Ps. A propos wykorzystywania każdej chwili – tekst do tego posta piszę w notatkach w telefonie, siedząc na ławeczce w nadmorskim parku ze śpiącą obok w wózku Haniulką. Przyjemne z pożytecznym – polecam! 😊

Gdynia Orłowo

Może zainteresuje Cię jeszcze...

31 komentarzy

  1. Beta Kobieta

    Przy drugim dziecku zdałam sobie sprawę z tego, że chwile z maluchem za szybko ulatują. Więc priorytetem stało się dla mnie bycie dla dziecka. Paradoksalnie dzięki temu zyskałam czas dla siebie na szycie. Jak to działa? Bardzo prosto – dziecko 'dopieszczone’ jest spokojne, zadowolone i samo sygnalizuje, że chętnie zajmie się sobą.
    W przeciwieństwie do innych mam ja pracuję gdy moje dzieci nie śpią. Śpiące lubią być tulone, głaskane, noszone i tak dalej. Wykorzystuję więc ich drzemki na wypoczynek i swój sen, szukanie inspiracji, robienie zakupów przez internet i inne takie, mało mobilne, zajęcia.
    Gdy zaś nie śpią i się bawią mogę zaszaleć i zająć się swoimi projektami. W efekcie wszyscy się dziwią, że przy dwójce maluchów i etacie mam tak dużo uszyte i tyle zapału dla nowości.

    Do Twojej listy dodałabym jeszcze punkt z kreatywnością i wspólną zabawą. Dla Ciebie być może przyjdzie na to dopiero czas. U mnie (syn 4l i córka 9mcy) już takowy nastał. Często szyję z dziećmi ramię w ramię. Jak? Na początek wspólnie wybieramy wykroje do tkanin i planujemy wygląd – z synkiem rozmawiam i pokazuję obrazki w gazecie, córka dotyka i głaszcze tkaniny poznając nowe faktury. Ja rysuję wykrój, synek rysuje swój, a córka bawi się rolkami i resztkami po papierze do pieczenia. Ja zaczynam wycinać tkaniny, synek wycina swoje wykroje (wszak nożyce do papieru jedne), córka zbiera duże ścinki (małe zbieram ja na etap następny). Ja zaczynam szyć, synek ze ścinków wykleja roboty, a córce wiążemy supełki na ścinkach (zawsze to dodatkowe zajęcie). Ja szyję dalej, córka grzebie w tasiemkach i lamówkach, synek segreguje guziki/ układa guziki/naciska przycisk cięcia nici na maszynie. Ja kończę szycie, synek mierzy (i co z tego, że to dla córki?), a córa już zwykle przy piersi albo gubi mi kolejny metr…

    Uściski dla wszystkich mam zarażających dzieci pasją 😉

    1. Och, jak ja czekam na to, żeby tak tworzyć z Hanią! 😊 Aż mi się buzia uśmiechała jak czytałam, w jaki sposób organizujecie sobie wspólny twórczy czas 😊 Przy mojej Aparatce mogę póki co przejrzeć materiały (porozrzuca mi wszystko, ale to nie zagraża jej bezpieczeństwu, a porządek można zrobić pózniej 😁) lub przejrzeć wykroje – max. jeden nr Burdy, bo dłużej nie wytrzyma 😊 Hania w tym czasie przegląda jakąś starą gazetę (typu „Wysokie Obcasy”, nie z wykrojami), której nie szkoda mi spisać na straty 😊

      Dzięki za Twoją opinię! Będę do niej wracać w cięższych i mniej płodnych szyciowo momentach 😉

  2. Ewa Szczors

    Hehe tekst super 🙂 to łapanie chwil jest najlepsze 🙂 a jak już „musze” coś uszyć bo zaraz sie udusze (oj mam takie momenty) to zostawiam męża z moją czwórką i zamykam się w pokoju 🙂 … Oj zdarza się 🙂

    1. Też tak robię – tzn. dla przyjemności rwę najkrótsze chwile, żeby się „zaszyć” z maszyną. Z kolei jak muszę coś uszyć to Hanię oddelegowuję z tatą, bo w końcu obowiązkami się dzielimy 🙂

      1. Ewa Szczors

        Dokładnie, tata też musi czuć ze coś zmajstrował 🙂

  3. To wielka sztuka połączyć pracę i hobby z wychowaniem dziecka!

  4. Julita Skryta

    Fajnie napisałaś 🙂 Miałam podobnie szczególnie z tą akceptacją i rozkładaniem pracy na mikro partie wykonywane w cudem skradzionych wolnych chwilach 😉 Bo u mnie 4 latka na etapie „Maaamoooł” i 1,5 roczniak eksplorujący coraz to nowsze możliwości nabywane w zakresie ruchomości i włażenia wszędzie. Dużych rzeczy chyba bym nie ogarnęła, ale szyję w mikro skali dla lalek 😉

    1. A ja z kolei mam cały czas wrażenie, że te maluśkie ciuszki dla lalek to jeszcze więcej dłubaniny… 🙂 Haniulka też taka „przy nodze mamusi”, ale w sumie to ma swój urok i pewnie niedługo nie raz i nie dwa za tym zatęsknię 🙂

  5. A ja jako nie-matka ślę ukłony pełne uznania wszystkim mamom, które pomimo małych dzieci znajdują czas i przestrzeń na szycie. Dziewczyny, jesteście wielkie!

    1. Dziękuję w imieniu nas wszystkich 🙂

  6. Patrycja Findzińska

    O rany!! Wszystko co napisałaś ZGADZA SIĘ u mnie! Ja przed porodem pierwszego dziecka bardzo dużo szyłam, byłam aktywna hobbystycznie (bo nie miałam pracy zawodowej, byłam świeżo po studiach) i jak urodziło mi się dzieciątko i to takie co tylko chce być u mamusi na rączkach i przy mamusi czy śpi czy nie śpi, ciągle płączące (wózek be i łóżeczko też be) to miałam małe załamanie nerwowe. Dopiero po 3 miesiącach zaczęło się pomału układać. Teraz mam dwójeczkę maluchów i dużo więcej szyję, bo szyję po nocach. Starszaczek już nie śpi w dzień dzięki czemu zasypia o 20 lub 21 a nie jak wcześniej o 23 (!), młodszy też tak mniej więcej, więc wieczory są dla mnie. Dzieciaki na szczęście śpią do 8.00 rano. Jednak jak tylko mam wolną chwilę za dnia to od razu szablonik, wykroik, itp. 😉 No i przerabianie ciuchów typu skrócenie piżamki Piotrusia, czy doszycie guzika, załatanie dziury czeka pół roku, czy inne rzeczy które trzeba by było uszyć bo akurat taka potrzeba, także wszystko co napisałaś zgadza się u mnie :-)))

    1. Hehe… Hania od kiedy ma jedną drzemkę nawet podobnie śpi 😛 No to widzę, że gdzieś tam w Polsce mam sobowtóra – i to takiego podrasowanego, bo aż z dwójką Maluchów! 🙂 Podziwiam i pozdrawiam! 🙂

  7. Twoja notka trafia u mnie w przysłowiowy punkt. Do te pory, przy moim 6-letnim synku wszelkie moje zajęcia to była mała ekwilibrystyka, ale uważam, że w Twoim przypadku szyć tuż po porodzie i to nie łatwym (wiem z autopsji czym jest cesarka i co po niej) i jeszcze prowadzić bloga to naprawdę jest karkołomne przedsięwzięcie. Zatem szycie przy 6latku chodzącym do przedszkola mogłoby się wydawać zupełnie proste. Mnie też się tak wydawało, ale życie lubi zaskakiwać i nie omieszkuje co jakiś czas podrzucać mi co mniejszych lub większych sensacji i tym sposobem teraz dopiero będzie trudno. Ale terapeuci mi powtarzali, że każda matka, czy to zdrowego czy chorego dziecka, musi mieć kawałek swojego świata, do którego może uciekać, naładować baterie i potem móc ze wzmocnioną siłą z wrednym światem o dziecko walczyć. I tym jest dla mnie szycie. Będzie trudniej, ale będzie i to najważniejsze.
    Bardzo ciekawy jest Twój blog, lubię tu zaglądać, pozdrawiam cieplutko.

    1. Dziękuję i na wstępie życzę dużo siły do walki z kłodami rzucanymi pod nogi! Hmmm… Hania od sierpnia idzie do żłobka i nawet gdzieś mi tam w głowie zaświtała taka naiwna myśl, że teraz to już będę miała tyyyle czasu. Szybko jednak przepchnęłam ją na tył głowy i staram się być realistką – wiadomo, że żłobkowe dzieciaczki często chorują. Do tego praca, dom (który nagle nie będzie sam się ogarniał), gotowanie… I żeby nie było – nie narzekam, absolutnie! Lubię robić to wszystko. Ale jestem już chyba większą realistką 😉

  8. Ania K. (Leosia)

    Pogodzić opiekę nad dzieckiem z całą resztą obowiązków to jest niestety wyzwanie… a do tego jeszcze hobby? Ja byłam w szoku i nie mogłam do siebie dojść długo. Po porodzie minęły gdzieś dwa lata, gdy zaczęłam cokolwiek szyć i kombinować z maszyną. Na początku wieczorami lub w czasie drzemek. Zawsze to był taki wybór: sprzątać? wyspać się? albo poszyć? Planowanie np. godziny dziennie na hobby w moim przypadku nie ma sensu. Gdy zaczęłam szyć częściej zawsze miałam córkę stale przy sobie, bo generalnie nie odstępowała mnie na krok. Jako trzylatka dostała nożyczki i zapamiętale cięła wszelkie skrawki. Teraz ma 6 lat i nadal mi towarzyszy szyjąc na swojej maszynie (dla dzieci). Chyba niechcący zaszczepiłam bakcyla 😉

    1. Och, tak widzę siebie i Hanię za kilka lat! 🙂 Ale koniec końców sama zdecyduje – ja tylko pomogę 🙂

  9. To nie tak ze czasu jest az tak mało…trzeba po prostu nauczyc się go organizować najlepiej jak się da. Z biegem czasu zaczynasz rozumiec swoje dziecko i wiesz kiedy i na co mozesz sobie pozwolić…dobry humor= odkurzanie, umycie podlogi i obiad…zły humor= godziny na rękach, lulanie…
    Dodatkowo im wieksze tym chyba jednak latwiej je włączyć w jakieś swoje aktywności….no i ja podczas spacerów robie to samo. Odoisuje na zaległe maile, sprawdzam wiadomości, dzwonie…a ostatnio rowniez bloguje!!!
    Pozdrawiam Cie sąsiadko!!!!

    1. Planowanie jak najbardziej 🙂 U mnie z tym różnie – nie jestem perfekcyjnie planującą osobą, ale raczej nie działam też chaotycznie 🙂

      Sąsiadko? Zdradź mi więcej 🙂

  10. Idealny post dla mnie 😀 zostały mi dwa tygodnie… i powitam moje Maleństwo na świecie 🙂 na szczęście ja już jakiś czas temu wyluzowałam i nie robię sobie wyrzutów, że coś tworzę np. na kilka podejść. Ciąża to piękny czas, nawet jeśli daje w kość 😉 Uczmy się cieszyć tym co dookoła, malutkimi chwilami, radostkami i przede wszystkim…. pociechami 🙂

    1. No to już lada chwila, rzeczywiście! 🙂 Trzymam kciuki za pozytywne rozwiązanie i czekam na wieści o pojawieniu się na świecie kolejnego Skarba 🙂

  11. Kitka z nitką

    Myślę, że wiele z nas zalicza lądowanie bez wysuniętego podwozia po porodzie ;). Do tego niezwykłego wydarzenia żyjemy wyobrażeniami o tym, jak wszystko sobie poukładamy,planujemy, snujemy wizje, a potem nasze malutkie cudne bobaski pokazują nam figę. Bardzo podoba mi się to, co piszesz. Jest w tym i dużo mądrości, i humoru, i całe morze pozytywnych uczuć. Działam podobnie do Ciebie, ale i tak jak Natalia – wciągam mojego synka do szycia na zasadzie zabawy. Zresztą on to bardzo lubi i w ogóle lubi pomagać, bo lubi być chwalony i czuć się potrzebny. „Kopiujemy” więc wykroje razem, proste szwy załatwiamy razem, szpilkujemy i mierzymy. Kiedy pojawia się jakaś bardziej skomplikowana czynność na horyzoncie, wymyślam mu jakieś inne zadanie :). A czasami po prostu odpuszczam sobie szycie, bo w końcu nie ono najważniejsze. Myślę, że ważne w tym wszystkim jest to, by zaakceptować stan w którym się znajdujemy, wszak jest on tak naprawdę chwilowy (czyli powtarzam jednak to, co zawarłaś w pierwszym punkcie), a tak naprawdę najważniejszy w życiu naszych pociech. A my jeszcze ze wszystkim zdążymy.
    Pozdrawiam :).

    1. Dziękuję 🙂 Mam nadzieję, że i Hania niedługo będzie mogła bawić się ze mną szyciem – póki co muszę w popłochu chować przed nią szpilki, nożyczki i wszystkie inne niebezpieczne dla roczniaka krawieckie szpargały 🙂 Jednak – po raz kolejny – to tylko chwilowe 🙂

  12. Pozytywnie Zamotana

    Polecam zabawy z małą np materiałami, ha jak muszę coś wykroić a moja młodsza latorośl ani myśli spać to daje mu całą kupę materiałów, on ma zabawę a ja 0 minut na swoje. PS młodsze moje ma roczek 😉

    1. Próbowałam – a jakże! 🙂 Ale Haniulka zawsze jednak uważa, że to, co mama akurat trzyma w rękach jest o niebo ciekawsze i niestety muszę się z szyciem póki co przed nią ukrywać. 🙂

  13. Ja jestem mamą dwójki małych dzieci .I też bloguję , i też szyję 🙂
    Powiem tak : im więcej ograniczeń, tym większa organizacja.

    Kiedy syn ( obceny dwuipółlatek) przestał spać w dzień to nagle jakby nastąpiło ” załamanie pogody”. Nie miałam ani chwili tylko i wyłącznie dla siebie i ciężko było mi się odnaleźć. Córka ( 10 m. ma jeszcze dwie drzemki, ale, ale ! – coś czuję, że zbliża się już tylko ku jednej 😉 ) . Poradziłam sobie ze wszystkim tj.: z byciem mamą , żoną, gospodynią domową i posiadaniem własnego hobby tylko dzięki uporządkowaniu , planowaniu i wykonywania wielu czynności z dziećmi ( jako forma zabawy) .

    To co napisałaś, by zaakceptować czas i miejsce w jakim się obecnie znajdujemy – tu się w 100% z Tobą zgadzam. Macierzyństwo to cudowny czas. Dzieci tylko raz przechodzą poszczególne etapy w życiu. Powinniśmy im towarzyszyć i je wspierać. Powinny być dla nas priorytetem. Wiadomo, że okres, gdy są najmłodsze wymaga bardzo dużo czasu od rodzica na ich wychowanie. Później będzie więcej czasu i dla siebie , i dla swojego hobby.

    Natomiast jeśli mowa o planowaniu – ja mam całkowicie odmienne zdanie. Muszę planować dużo w przód , by się ze wszystkim wyrobić. Czy to z obiadem, wycieczką, postem na bloga, czy uszyciem konkretnej odzieży. Mam kalendarz w którym sobie skrupulatnie wszystko zapisuję, by nic nie umknęło. Gdybym nie planowała, nie miałabym czasu na swoje hobby, absolutnie 🙂 I prawdopodobnie na nic poza dziećmi nie miałabym czasu, gdybym właśnie nie planowała 🙂
    Pozdrawiam Cię, Natalia

    1. Zgadzam z Natalią w 1000 %. Co prawda dziecię sztuk 1 i troche starsze od Waszych bo 8 letnie ale mąż w permanentnej delegacji a i praca zawodowa jednak odpowiedzialna. Czyli na pierwszy rzut oka kompletny brak czasu. Wszystko jest jednak kwestią organizacji i wyznaczania sobie prioryteów. Głownie szyję wieczorami jak już wszystko ogarnięte a czasem przenoszę maszynę na stół w jadalni i razem z młodym spędzamy czas, on odrabia lekcje lub czyta a ja sobie szyje.Dobra organizacja i delegowanie zadań to podstawa
      Ciekawy post!

    2. Ależ ja nie skreślam planowania jako takiego! 🙂 W sumie ten punkt mógłby zostać streszczony jako „realizuj a nie gdybaj” 🙂 Te drobne elementy – wybór wykroju, kopiowanie, skrojenie materiału i ostatecznie szycie, które rozkładam na kilka dni to w sumie swego rodzaju planowanie 🙂

  14. Mama Nieplanowana

    Mi do porodu zostało jakieś 1,5 m-ca, do 7 m-ca ciąży pracowałam, teraz resztkami sił udaje mi się przysiąść do maszyny, ale już powoli zastanawiam się jak to będzie, kiedy Antoś będzie na świecie. Dużym ułatwieniem jest jak ma się swój kąt do szycia, kiedy nie trzeba marnować czasu na przygotowywanie wszystkiego, no ale nie każdy ma takie możliwości. Ja póki co planuję w tym celu wykorzystać pokój dziecka i tam się urządzić 🙂
    A na zdjęciu to chyba Orłowo? 🙂 Zazdroszczę!!! Przez ostatnie 10 lat mieszkałam w Gdyni która stała się moim najukochańszym miejscem na ziemi, ale żeby rodzina była w komplecie musiałam podjąć decyzję o emigracji. Jednak cały czas mam nadzieję że to tylko tymczasowe, i że wrócę do Gdyni za kilka lat!

    1. Gdynia, Gdynia… 🙂 Co do kącika – ja mam swój od kilkunastu godzin i już widzę, że rzeczywiście baaardzo sprawnie idzie mi przeprowadzanie kolejnych etapów szycia danej rzeczy, kiedy nie muszę za każdym razem wszystkiego wyciągać, prasować, upinać… Trzymam kciuki za szczęśliwe rozwiązanie! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *