Po żmudym i długim procesie szycia koszuli w nutki, który skrzętnie relacjonowałam Wam na Instagramie i Facebooku (koszula swoją drogą już gotowa, ale czeka na zdjęcia) zachciało mi się uszyć coś łatwego, szybkiego i przyjemnego. Ale, ale! Ja i nieutrudnianie sobie życia? O nie – tak być nie mogło. 🙂 Dziś zatem historia pewnego kaptura, który uratował mój honor. Uwierzcie mi – prawdziwy z niego bohater! 🙂
Od pomysłu do krojenia niedaleka u mnie droga. W ruch poszła zatem dzianina w przesłodkie pastelowe kotki i króliczki kupiona w Textilmarze, a w głowie zakiełkował pomysł na bluzę dla Hani. No bo bluza to przecież taka łatwa sprawa. Rzeczywiście – o ile ma się sprawdzoną formę. 🙂 Ja postanowiłam jednak urozmaicić sobie swoje szycie i zrobić nową – z rękawem raglanowym. Stworzyłam ją na podstawie jednej z bluz Haniulki. (Jak zrobić formę na bluzę na podstawie swojej pokazał ostatnio świetnie Jan Leśniak – zerknijcie >>>TUTAJ<<< ).
Wykroiłam, zszyłam – pozornie wszystko w porządku. Nadszedł czas wykończeń – chciałam wykorzystać tu miętową dzianinę (tę, którą zobaczycie przy spodenkach), ale zupełnie mi nie pracowała z króliczą dresówką. Z braku dobranego kolorystycznie ściągacza połączonego z nieodpartą ochotą uszycia czegoś „już” postanowiłam wykończyć wszystkie brzegi ściągaczami z tej samej dzianiny. Udało się na dole, wyglądało nieźle przy rękawach, ale dekolt… Tragedia! Odstawał, falował, a dresówka ani myślała dać się bardziej ponaciągać, żeby ładnie „zebrać” okolice szyi. Zdesperowana zostawiłam tylne brzegi otwarte i nabiłam na nie zatrzask – nieco złagodziło to tę makabrę, ale ja jednak dalej (mimo uspokajających słów Męża) czułam bolesną porażkę. No cóż – czasem może coś nie wyjść, nie? Na pocieszenie dorobiłam do kompletu szare spodnie – piętnastominutowy ekspres. 🙂 A bluza wylądowała w pralce…
Po praniu nie wyglądała wcale lepiej. No, może troszkę… Cały czas jednak chodziła mi po głowie szepcząc złośliwie: „ale zepsułaś…a feeee”… 😉 Po trzech dniach takich natręctw postanowiłam coś z tym zrobić.Komin/kaptur? Stanęło na kapturze – i dobrze! Mimo, że to mój pierwszy kaptur w życiu nie wyszło źle. Nie wyszło też idealnie, ale bohater dzisiejszego wpisu odzyskał słodycz tego uszytku. A Hania – cóż, tylko jej jeszcze dołożyła. I wiecie co? Podoba mi się to, co ostatecznie powstało – o! 🙂 Zobaczcie i oceńcie zresztą sami:
Poza aspektami wizualnymi bluza jest też wygodna – a to przy trybie funkcjonowania Hani jest najważniejsze. Przetestowana została podczas zajęć fitness, więc ciężko posądzić ją zresztą o coś innego. 🙂
Mała trenerka jak widać przetestowała swoje najnowsze nabytki w każdej pozie. Fajna ta moja „Chodakowska”, co? 🙂
Na koniec przesyłam Wam najcudniejszy uśmiech świata! 🙂
Widzimy się niedługo!
Dominika
Ps. Od jutra możecie głosować na mnie (i nie tylko) w konkursie Szyciowy Blog Roku – nagrody przewidziane są także dla osób głosujących. Mogę liczyć na Wasz klik? 🙂
Głos oddany;) Powodzenia!
Dziękuję 🙂
Słooodziak 😀 Fajnie, że ściągacze zrobiłaś z tej samej dresówki 🙂 nie odwracają uwagi od wzoru, bo sam w sobie jest śliczny 🙂
No fajnie, fajnie, ale ile się namęczyłam… 😛 No nic – to cały urok szycia 🙂