Proszę… nie proś :)

Tak sobie myślę, że pewnie świetnie to znacie, więc komu jak nie Wam mogę się…hmmm… wyżalić? 🙂 Spokojnie – nie będzie wielkich lamentów – zaledwie kilka westchnień politowania nad moim szyciowym losem. Losem, który sama sobie przecież gotuję – raz z większym, raz z mniejszym powodzeniem. Dacie radę? 🙂

Rzadko zdarza mi się odkładać szyciowe projekty na bliżej nieokreśloną przyszłość. Brawo ja! Taaaak… Chciałabym móc tak właśnie o sobie powiedzieć. 🙂 Niestety – o ile rzeczy, które pojawiły się w mojej głowie pod wpływem emocji staram się realizować błyskawicznie, o tyle z tymi „na zamówienie” idzie mi zdecydowanie gorzej. No dobrze – będąc szczerą – idzie mi TRAGICZNIE. 🙂 Ale zaraz, zaraz! Czy to czasem nie ja wspominałam o tym, że na zamówienie nie szyję? Ano tak – dokładnie w TYM poście. Co się zatem zmieniło? Zasadniczo – nic. Dalej nie przyjmuję zamówień na uszycie rzeczy na sprzedaż. Szyję dla siebie i najbliższych. Tylko i aż…

„Uszyjesz mi…?”

Gdy tylko pada w moim kierunku pytanie o uszycie czegoś, co ktoś z moich znajomych/ rodziny sobie umyślił, staram się zbywać je czymś w stylu „Nie szyję na zamówienie„, „Nie mam czasu, bo jestem zawalona innymi projektami” (to zawsze prawda – nie zmyślam, Kochani! 😉 ), „Nie podejmę się tego, bo…„. 99% tych wymówek działa i pytanie zostaje odsunięte na bliżej nieokreśloną przyszłość. Zdarzają mi się jednak również dni, kiedy moja asertywność leży w zupełnej niemocy gdzieś w kącie, a ja na polu bitwy pozostaję zupełnie sama. Wtedy zgadzam się na rzeczy, na które wcale nie mam ochoty. Bo to przecież nie takie trudne, bo komuś zrobi się miło, bo to, bo tamto… A co potem?

Płacz i zgrzytanie zębów 😉

Skoro obiecałam (no i po co? 😉 ) to oczywiście chcę wywiązać się z zadania jak najlepiej potrafię. Niestety moja natura nie cierpi „zleceń” i ciągle poszukuje nowych wyzwań. Uwielbiam eksperymentować, przekraczać nieustannie granice swoich umiejętności.. Stąd wieczne odkładanie zaplanowanych uszytków z grupy „łatwe” na później – jak skończę coś skrojonego wcześniej, jak posegreguję nici, jak dokupię guzik… Na świętego Nigdy. 🙂 Jestem właśnie w trakcie szycia rzeczy, która miała mi zająć chwilę (bo taka prosta), ale – jak to zwykle w szyciu bywa – zawsze trzeba coś odpruć, skrócić, wydłużyć, poprawić… I tak od lipca! Oj, jest zgrzytanie zębów… Znacie to? 🙂

„Nic Ci nie uszyję!”

Nie dlatego, że Cię nie lubię – bo lubię bardzo i chętnie wyrażę to na miliony innych sposobów. Być może nawet… coś szyjąc. 🙂 Teraz macie mnie pewnie za wredne babsko z totalnym rozdwojeniem jaźni – rozumiem. 🙂 Pędzę jednak z wyjaśnieniem…

Uwielbiam szyć i sprawiać innym radość rzeczami, które stworzyłam tylko dla nich. Za każdym razem serce mi rośnie, kiedy widzę, że t-shirt (jedyny do tej pory), który uszyłam dla Męża jest jednym z jego ulubionych, kiedy Haniulka piszczy z radości na widok Angry Birds’ów na swoich legginsach, a siostra zakłada sukienkę, którą w przypływie weny skleciłam dzień przed jej urodzinami. I uwierzcie mi – chciałabym tą radością obdzielić jak największą liczbę bliskich mi osób! Nie mogę jednak zapominać w tym wszystkim o sobie (a tym samym zabierać siebie mojej rodzinie). Umówmy się – szycie to naprawdę pracochłonna czynność, a jeżeli chce się to zrobić dobrze i dokładnie to kosztuje (przynamniej mnie) niemało energii i stresu.

Chociaż może…? 😉

Co więc decyduje o tym, że decyduję się na uszycie czegoś dla bliskich mi osób? Po pierwsze – mam potrzebę obdarowania kogoś z nich czymś wyjątkowym. Może nie idealnym, perfekcyjnym, bezbłędnym – nie tego jednak oczekują ode mnie osoby obdarowywane (tak przynamniej myślę 😉 ). Oczywiście zawsze staram się zrobić to jak najlepiej, ale jeżeli tylko coś nie wyjdzie to nie rwę sobie włosów z głowy – nie szyję przecież zawodowo, mam prawo do błędów, a każdy z moich najbliższych to rozumie i docenia pracę i serce, jakie w daną rzecz włożyłam.

Sytuacja wygląda zupełnie inaczej, jeżeli ktoś prosi mnie o coś konkretnego – precyzuje kolor, fason, długość… I tu pojawia się stres. Nie jestem krawcową i jeszcze nie zawsze jestem w stanie przewidzieć efekt końcowy lub nawet określić potrzebną na uszycie danej rzeczy ilość czasu. Jeżeli coś obiecam to dotrzymam słowa – tylko ja jednak wiem, ile stresu i nerwów mnie to kosztuje. No – teraz Wy już też wiecie. 🙂

Proszę…nie proś 🙂

Nie chcę abslutnie, żeby ktokolwiek, kto kiedykolwiek spytał mnie o uszycie czegoś według własnego pomysłu poczuł się winny. Broń Boże! 🙂 Jeżeli cokolwiek Ci uszyłam to w ostatecznym rozrachunku zrobiłam to na pewno z przyjemnością, a jeśli odmówiłam… już wiesz dlaczego. 🙂

Tak sobie jeszcze myślę nad tym szyciem na zamówienie i gdzieś po głowie zaczęły chodzić mi wątpliwości, czy chciałabym w ogóle przekuć szycie w biznes. Tzn. czy chciałabym sprzedawać rzeczy, które szyję. Nie wykluczam, że kiedyś to się zmieni, ale na chwilę obecną nie wyobrażam sobie realizowania czyichś pomysłów. Moje – jak najbardziej, nawet na szerszą skalę niż jedna sztuka bluzy/ bluzki o unikalnym fasonie – wszystko jednak od A do Z zależące od moich decyzji. Pożyjemy, zobaczymy… 🙂

***

Wiem, że jest tu nas – szyjących amatorów – niemało, więc jestem ciekawa Waszych opinii na poruszony przeze mnie temat. Szyjecie „na zamówienie”? Niekoniecznie zarobkowo, ale według wytycznych osób trzecich. Być może nie macie z tym takich problemów jak ja? A może jesteście po prostu zdecydowanie bardziej asertywni? 😉 Podzielcie się ze mną swoimi doświadczeniami w komentarzach i – jeżeli uznacie, że tekst jest tego wart – poślijcie go dalej w świat. A nuż ktoś ze znajomych dojrzy go podczas porannego przeglądu „fejsa” i ominie Was chociaż jedno niewygodne „Uszyjesz mi…?” 🙂

Ślę pozdrowienia z deszczowego Trójmiasta!

Dominika


Jeżeli chcecie pozostać ze mną w kontakcie i nie przegapić kolejnych postów (oraz moich szyciowych poczynań) obserwujcie mnie na Facebooku i Instagramie. Zachęcam też do kontaktu bezpośredniego – czy to za pomocą maila, czy fb – zawsze chętnie porozmawiam 🙂

Może zainteresuje Cię jeszcze...

33 komentarze

  1. Jakbym czytała o sobie 🙂 Zdarzyło mi się uszyć coś na zlecenie znajomych np. kołderkę czy etui. Kosztowało to wiele więcej czasu i stresu dlatego ciuchy szyję tylko dla swoich najbliższych. A przeróbki i naprawy? Są spychane na koniec długiej kolejki i czekają miesiącami.

    1. Pozdrawiam bratnią duszę! 🙂

  2. Paulina P-k

    Ja nie umiem odmawiać, chociaż teraz zaczyna mnie wkurzać proszenie mnie skróć to, doszyj tamto, zwęż itd…zwłaszcza wtedy gdy dając z siebie wszystko są jakieś pretensje.

    1. Pretensji nigdy nie doświadczyłam, ale czuję ogromną presję, której wolę unikać, więc staram się odmawiać. Przykre jest to, że mimo, że robisz coś na prośbę to i tak zostanie to nieprzychylnie skomentowane. W sumie świadczy to o tej drugiej osobie, ale niestety odbija na Tobie 🙁 Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć dużo asertywności, cierpliwości i życzliwych ludzi wokół 🙂

  3. […] ale jednak nawiązujące do szycia (jak np. „Uwaga! hand made!” lub „Proszę, nie proś…„). Po Waszych reakcjach wnioskuję, że nie jest to odbierane negatywnie – a wręcz […]

  4. O jak ja Cię rozumiem! Uwielbiam szyć coś dla moich bliskich, ale z potrzeby zrobienia komuś przyjemności czy podarowania czegoś zrobionego własnoręcznie 🙂 Natomiast klasyczne szycie na zamówienie zawsze jest obarczone stresem z mojej strony i faktycznie odkładaniem na ostatnią chwilę. Rzadko przyjmuje takie zamówienia, a jak już przyjmuję, to od znajomych na uszycie jakiejś maskotki czy kocyka. Fakt, na końcu jest satysfakcja, bo miło słyszeć, że Twój uszytek się podoba, w końcu zawsze staram się robić coś jak najlepiej potrafię, ale ile mnie to stres kosztowało, to tylko ja wiem 😉 Natomiast nauczyłam się konsekwentnie odmawiać szycia ubrań na zamówienie, z czego jestem zadowolona! 🙂 Pozdrawiam 🙂

    1. Oj, ubrań na zamówienie (nie licząc tych typowo ćwiczebnych dla siostry) w ogóle nie szyję. Już nie 😊

  5. Takie prośby jak uszycie czegoś pod dyktando, lub nie daj Bóg jakąś przeróbkę ( wszycie zamka, skrócenie, wydłużenie itp) kwituję jednym zdaniem:
    Blogerki się takimi bzetami nie zajmują! 🙂 Po czym odsyłam do punktu krawieckiego. Działa zawsze 🙂

    1. Haha! 🙂 Chyba muszę podkraść 🙂

  6. Twórcze Wytwory

    Mam dokładnie to samo! Największą radość sprawia mi wymyślanie i szycie czegoś nowego, a nie szycie kolejnej takiej samej rzeczy, bo ktoś zamówił. Dlatego wiem, że nie mogłabym otworzyć swojego biznesu i np. szyć ciągle te same dresiki czy kocyki, bo bym chyba zwariwała 😛

    1. No tak – w końcu Twoje wytwory są nie bez kozery „twórcze” a nie „odtwórcze” 🙂

      1. Twórcze Wytwory

        😀

  7. Doskonale Cię rozumiem i przełożę temat na grunt mi bliższy czyli rysunkowo-malarski, bo szyję kiepsko, ale dla własnej satysfakcji i przyjemności i raczej nie będzie nikt u mnie szycia ubrań zamawiał. Za to mam problem z portretami. Ludzie widząc moje portrety próbują zamawiać podobne, ale….zamawiając mają w głowie Mone Lisę, Kaplicę Sykstyńską czy Panoramę Racławicką i z takimi oczekiwaniami dają mi zdjęcie z telefonu i ja mam wyczarować portret. To jest niemożliwe. Parę razy dałam się złamać, podobnie jak u Ciebie moja asertywność sobie gdzieś poszła, i męczyłam się z niewyraźnym zdjęciem nie jeden raz, wtedy taki portret wymaga o wiele więcej pracy, a oczekiwanego efektu spektakularnego na próżno szukać i zamiast radości jest rozczarowanie z obu stron. Dlatego teraz trzymam się swojego postanowienia by nie rysować na zamówienie. Wolę kogoś obdarować niespodziewanym portretem, wtedy nie ma oczekiwań, jest wielkie zdumienie, a ja też mam wtedy większe pole manewru, bo sama wybieram zdjęcie, które nadaje się do portretowania.
    Podziwiam osoby umiejące realizować cudze zamówienia i zrobić z tego sposób na życie. Moja mama musi mieć podobne rozterki do moich, bo właśnie z podobnych problemów porzuciła zawód krawcowej.
    Dlatego twórzmy nasze działa z naszych wewnętrznych potrzeb, bo wtedy to przynosi prawdziwą radość. Moja mama opowiada mi często, że kiedyś pracując w zakładzie krawieckim, więcej rzeczy sprzedawała, które były szyte spontanicznie niż te, które były zamawiane przez klientki. Może właśnie iść w tą stronę. Szyj według własnej wyobraźni, a na pewno znajdą się entuzjaści Twoich projektów. Podobnie ja maluję kolejne obrazy, które pewnie szybciej znalazłyby nabywców niż rysowanie na zamówienie. Pozdrawiam cieplutko.

    1. Nie mam nic do dodania, więc po prostu przybijam wirtualną piątkę i trzymam kciuki za naszą asertywność! 🙂

  8. Mam podobnie 😉 z szyciem dopiero rozpoczynam przygodę, choć materiałów sporo leży już w kartonach 😉

    Problem w tym, że zawsze jak obiecam uszycie czegoś to cały wszechświat to słyszy i wymyśla tysiące planów, wyjazdów, szkoleń… i nie ma kiedy! I zawsze mi głupio, że miało być na za tydzień, a tu robi się miesiąc, drugi, trzeci…

    1. Mi też głupio i w zasadzie z tego poczucia winy powstał ten post. Sama nie cierpię być zwodzona i tak mi źle, kiedy ja zwodzę kogoś… Ale to zawsze moja wewnętrzna walka i niestety – chyba jedynym wyjściem, żeby być w zgodzie ze sobą i w porządku wobec innych to odmawiać. Uprzejmie, acz zdecydowanie 🙂

  9. Oj znam to znam- choć trochę z innego gruntu 😀 Jak tylko zaczęłam się uczyć fotografii, to teraz non stop dostaaję prośby o zrobienie zdjęć na różnych imprezach, na których jestem nawet zaproszona jako gość. Na początku ciężko mi było odmówić ale z czasem, gdy już sama nie wyrabiałam to powiedziałam STOP. To mój czas, na razie fotografuję dla przyjemności i niech tak zostanie.

    1. Dochodzę chyba powoli do tej ściany, gdzie widnieje „STOP” i czuję, że coraz łatwiej mi odmówić, jeżeli nie chcę. Nie zawsze jednak sama pamiętam o tym, jak bardzo się stresuję gdy już się zgodzę i wtedy pakuję się w takie dziwne sytuacje 🙂

      Ps. A fotografujesz pięknie, więc trzymaj swoją wenę i chęć odkrywania świata zza obiektywu dla siebie i najbliższych 🙂

  10. Jakbyś pisała o mnie 😉

    Ja niestety spotykam się też czasem z roszczeniowym „uszyj mi!!” Jakby to było jakimś moim obowiazkiem, albo „przecież dla ciebie to tylko 15 minut!” (Mam wrażenie, że żyjemy w innej czasoprzestrzeni… 15 minut to ja patrzę na materiały zanim się zdecyduję…). I oczywiście foch, bo nie chcę/nie umiem/nie mam ochoty/w nocy wolę spać…. nawet Antek jak coś chce, to zawsze pyta „uszyjesz miiiii?????”.

    Mam wrażenie, że nasze otoczenie zapomina, że to nasze hobby i ma nam ono w pierwszej kolejności sprawiać przyjemność. To nasz sposób na relaks, odpoczynek (wiem, że czasem nie wygląda 😉 ) czy po prostu kilka chwil tylko dla siebie. A szycie „na zamówienie” to wyłącznie dobra wola.

    1. Dokładnie. 🙂 Ale na jedno „uszyjesz miiii???” czekam już niecierpliwie – póki co Hania tylko owija się materiałami na znak, że chciałaby coś z nich mieć. 🙂

      1. To już ladny wstep 🙂

  11. Jakbyś czytałam mi w myślach! Mam dokładnie tak samo 😀

    1. Ufff… czyli nie tylko ja. WIedziałam, że są tu moje bratnie dusze! 🙂

  12. Myszka Szara

    Oj jak ja Ciebie rozumiem! Moje szycie jest na bardzo niskim poziomie, ale jak uszyję sobie krzywa poduszkę, lub za krótką bluzkę, to jest to moje doświadczenie i nauka… ale niektórzy lubią zasypywać mnie takimi „zadaniami”. Nauczysz się mówią, to nic jeśli będzie krzywo mówią, popróbujesz sobie mówią… ale stres mam tylko ja. ale i tak najlepsze są takie „małe przeróbki”: wszyjesz mi haftkę, skrócisz mi spodnie o 0,5 cm, zmniejszysz mi dziurki na guziki w koszuli!!!! Myślę, że szycia powinni uczyć w szkołach, i każdy powinien móc zrobić sobie takie przeróbki we własnym zakresie.

    1. Z przeróbkami to mam jeszcze większy problem – mój wewnętrzny leń w ogóle nie pozwala im zakodować się w mojej głowie – i tak od ponad roku na dnie jakiegoś kartonu z materiałami leży sukienka i spodenki mojej siostry, w których trzeba tylko przeszyć po jednym szwie. SIostra już się z tego śmieje i w sumie nauczyła się (i mnie przy okazji), że najlepiej jak ową „przeróbkę” zrobię jeszcze w jej obecności- bo to zazwyczaj jest naprawdę kilka minut, a jak odłożę… to zapomnę na pewno 🙂

      1. Ewa Szyińska

        OOOOO tak. U mnie tak czekają dwa śpiworku chłopców z wszyciem nowym zamków 😀

        1. Grrrr… Zamki to już bym w ogóle szerokim łukiem omijała 🙂

      2. ja mam tak samo! nie przerabiam! Nie cierpię tego

  13. Ewa Szyińska

    W samo sedno. Szycie jest dla mnie okazją do uporządkowania myśli, odetchnięcia przed kolejnym życiowym wyzwaniem. Siadam do maszyny wtedy kiedy naprawdę tego chcę -czasem stoi ona osamotniona przez kilka tygodni, a czasem spod jej igły wychodzi kilka rzeczy w ciągu jednego. Dwa tygodnie temu po raz pierwszy odważyłam się uszyć bluzkę na urodziny bratanicy. Czułam ekstytację i radość, ale kiedy przeszłam od projektu torebki poprzez bluzę dresową, skończywszy na bluzce poczułam odpowiedzialność jaka na mnie ciąży. A ci jeśli nie wyjdzie , co gorsze jeśli się jej nie spodoba. To nie to samo co przedszkolne spodnie dla synów. Biorę odpowiedzialność za to co wyjdzie spod moich rąk i choćby brzmiało to kuriozalnie pragnę być docenioną.
    Dlatego postanowiłam szyć tylko wtedy dla kogoś bliskiego kiedy jestem absolutnie pewna wykroju i swoich umiejętności w danym obszarze.
    A dla żartu – szwagierka poprosiła mnie o dwie czapki. Będę szyć 😉

    1. Trzymam kciuki za czapki i podpisuję się pod kwestią poczucia odpowiedzialności za rzeczy, które wyjdą spod naszych rąk. 🙂

      1. Ewa Szyińska

        Gdy już się polubimy z nowym owerlokiem na pewno damy radę uszyć nie tylko te czapki 😀

        1. Oby ta chwila nastąpiła jak najszybciej!:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *