Już jakiś czas temu dzieliłam się z Wami „przepisem” na spódnicę z koła. Jak uszyć sobie ten element garderoby przeczytać możecie >>>TUTAJ<<<. Mam nadzieję, że macie już swoje egzemplarze? 🙂 W rzeczonym poście wspominałam Wam też, że sama pokusiłam się o uszycie takiego ciuszka. Spódnica, którą sobie wymyśliłam miała być ciemna – w zasadzie tyle moich życzeń w tym temacie. Niewiele, prawda? 🙂 No więc taka właśnie powstała – już na początku grudnia, ale jakoś nie było sprzyjającej okazji do sfotografowania jej. Powstało tylko kilka fotek na szybko. I nic więcej nie udało mi się przez prawie dwa miesiące wydusić… Dziś więc spódnica z koła w obiektywie… iPhone’a. 🙂 Zapraszam!
Spódnica powstała dokładnie tak, jak opisywałam w tutorialu – po odpowiednim złożeniu materiału (dwa razy na pół) wyznaczyłam sobie łuk talii oraz łuk dołu. Jako, że nie posiadam cyrkla o takiej długości, posłużył mi za niego podtrzymywany w rogu centymetr krawiecki:
Po skrojeniu przygotowanej formy, wyrysowałam sobie pasek odpowiedniej długości. Wycięta spódnica na płasko wyglądała tak (poźniej niestety nieco ją zmodyfikowałam – eh…:)
Materiał, na który się zdecydowałam nie tylko posiada psychodeliczny deseń (też Wam się kręci trochę w głowie od patrzenia na te plamki?;)), ale dodatkowo okrutnie się strzępił. W takich sytuacjach po stokroć bardziej cieszę się, że mam owerloka. 🙂 Obrzuciłam nim wszystkie krawędzie, co zapobiega teraz odkurzaniu całego mieszkania przy każdorazowym wyjęciu spódnicy z szafy. 🙂
Dół podwinęłam oraz przeszyłam ściegiem prostym – czyli standardowo. 🙂
Moja wersja spódnicy posiada zamek kryty z tyłu i „osadzona” jest – jak już wcześniej wspominałam – na pasku. Początkowo miała być o kilkanaście centymetrów dłuższa, ale za namową Męża skróciłam dół… Teraz w sumie trochę żałuję, bo w związku z tym, że jestem wysoka, spódnica jest trochę zbyt kusa… No nic – nauczka na przyszłość. 🙂
Hmmm… Sama nie wiem, czy kiecka, którą skleciłam należy do udanych, czy nie za bardzo… Założyłam ją tylko kilka razy – to chyba ze względu na tę długość (w sumie „krótkość” :)), poszerzyłabym chyba trochę pasek… No nie wiem. Zostawiam Was z tym samych. 🙂
Wiem, że zdjęcia i ich jakość pozostawiają wiele do życzenia, ale jak się nie ma co się lubi… 🙂
Podsumowując – moja debiutancka spódnica z koła nie jest idealna, ale pierwsze koty za płoty i kolejne na pewno wyjdą lepsze, bardziej przemyślane… Mam nadzieję. 😉
Do następnego!
Dominika
Ps. Pochwalicie się swoimi spódnicami? 🙂
[…] obiecuję, obiecuję! Co takiego? Że spódnica z koła, którą zamęczam Was ostatnio, pojawia się na blogu po raz ostatni. Przynajmniej taki jest […]
Plus za wszycie zamka. Minus za słuchanie męża 🙂 – oni zawsze wolą za krótko!
Bardzo podoba mi się ten wzór. Na długość, która cię krępuje jest jedna rada – czarne, kryjące rajstopy. Ja przynajmniej tak robię, jak coś mi się za krótkie uszyje 😛
Tak właśnie ją oswajam – kryjące rajstopy dają radę 🙂 z tym słuchaniem Męża coś jest – nie do końca dobrze mi idzie szycie, jak się jego słucham 🙂 No nic – jest nauczka na przyszłość 🙂
Jak tylko zobaczyłam zestawienie z kozaczkami to musiałam wejść 😀 spódniczka bardzo super:) sama chętnie bym taką założyła, ale w kolejce mam do szycia ołówkową 😀
ooo… Ołówkowa też mi się marzy, ale kolejka szyciowa dłuuuga, więc jeszcze trochę musi poczekać. Tymczasem – nacieszę się widokiem Twojej, jak uszyjesz 🙂
Bardzo ładna, ja pierwszą spódnicę uszyłam ołówkową na gumce z cienkiej pianki i też mam do niej zastrzeżenia, że za luźna w pasie, ale długość dałam taką jaką chciałam czyli midi. Twoja jest bardzo ładna, a długość na pewno odpowiada Twojemu partnerowi 🙂 Pozdrawiam
No tak, Mężowi pasuje – tzn. długość na mnie, bo w spódniczkę raczej nie wejdzie 😉 Nie myli się ten, kto nic nie robi – o! I następnym razem będzie lepiej 🙂